Ochroniarz z supermarketu

Michał na co dzień pracuje z bronią. Jest ochroniarzem z kilkunastoletnim stażem, strażakiem, mistrzem świata w kickboxingu i hodowcą jadowitych pająków. Fragment rozmowy Huberta Kęski opublikowanej w książce „zwykłychNIEZWYKŁYCH"

1.jpgNazywam się Hubert Kęska. Rozmawiałem z prezydentami, milionerami i ludźmi z pierwszych stron gazet. Słyszałem o oszustwach wyborczych, szanowanych w więzieniach pedofilach i sześciu tysiącach litrów wódki w gardle jednego człowieka.

HUBERT KĘSKA: Kiedy się umawialiśmy, powiedziałeś, że spokojnie usiądziemy, pogadamy, ale zawsze mogą do ciebie zadzwonić. Ma to związek z pracą w ochronie?

Tak. W tej chwili pracuję przy obiekcie ochrony obowiązkowej, jutro mam nockę - 12 godzin pracy.  

Wojewoda wyznacza obiekty, które muszą być chronione przez specjalnie uzbrojone formacje ochrony - SUFO. Ja takie papiery posiadam. Mamy upoważnienie na użycie broni palnej bojowej w obrębie obiektu. 

Masz w domu broń?

Nie. To jest paradoks polskiego prawa. Mam upoważnienie do użycia broni palnej bojowej, ale nie mogę mieć swojej broni w domu.

To jest tak, że są różne rodzaje pozwolenia na broń. Jedno związane jest z użyciem broni do ochrony osób i mienia, drugie do ochrony osobistej, w przypadku zagrożenia życia. Np. masz kantor, ktoś ci groził, to wtedy dostajesz broń i możesz ją nosić wszędzie. Mnie nikt takiej broni nie da.

Dlaczego?

No bo pan przecież potrafi się obronić”, „Nie odznaczyliśmy żadnych zagrożeń w stosunku do pana. Po co więc panu ta broń?”. Ale powiem ci jedną rzecz. Mam papiery do zarządzania magazynem broni i jakbym chciał kogoś zabić, to pobrałbym broń z pracy. I kto by mnie zatrzymał z kałasznikowem i trzema magazynkami sztuk amunicji?

Faktycznie paradoks.

Potężny! Powiem ci o większym. Do niedawna myśliwy mógł mieć sztucer, który ściąga cel z pięciuset metrów. I taki myśliwy tylko raz przechodził badania!

Inna prosta rzecz. Broń sportowa. Czym różni się od bojowej? No praktycznie niczym! W broni sportowej nie ma przełącznika na ogień ciągły, tyle. Przeznaczona jest do celów sportowych, broń bojowa do celów bojowych. Ale tak naprawdę broni sportowej można użyć do celów bojowych, a broni bojowej do celów sportowych- nie ma wielkiej różnicy. Kałasznikow jest dopuszczony jako broń sportowa!

Czyli jest tak. Robisz licencję strzelecką, później - panie kolego - musisz trzy razy w roku pojechać na jakieś zawody i... masz normalną promesę na kupno określonej broni. Ustawa o broni i amunicji mówi, że możesz ją nosić przy pasku, ale musisz mieć oddzielony magazynek. No dobrze, tylko że to jest sekunda, sprawny ruch ręki, przeładowujesz i oddajesz strzał. Teraz wszedł przepis, że możesz mieć przeładowaną broń tylko i wyłącznie w drodze z miejsca, gdzie tę broń przechowujesz. Czyli w praktyce z domu. No dobra, ale jak ja pojadę najpierw do pracy, a dopiero później na strzelnicę?

Jak często ty przechodzisz badania?

Muszę co trzy lata robić. Od internisty po psychologa, który stwierdza, czy mi w międzyczasie nie odbiło. Oprócz tego, co 5 lat przechodzętzw. doszkolenie. Fizycznie i psychicznie spełniam warunki do posiadania broni, ale nie mogę mieć tej broni w domu.

Jaki masz stosunek do powszechnego dostępu do broni, który postulują niektórzy politycy?

Jestem za tym,jak najbardziej.

A strzelaniny w Stanach?

Ginie w nich rocznie około 130 osób. Każdy słyszy, że giną dzieci w szkołach, jest to mega nagłaśniane. Ale nikt nie mówi, że w ciągu roku w Stanach Zjednoczonych 500 dzieciaków topi się w niestrzeżonych basenach przy domu.

Jestem za dostępem do broni. Dostępem, nie powszechnym dostępem, bo o czymś takim nie można mówić. Czyli, jeżeli ja spełniam warunki psychofizyczne do posiadania broni (nie mam takich drgawek rąk, że zastrzelę kogoś celując do tarczy, nie należę do debili, którym odbija), plus spełniam warunki do przechowywania broni (posiadam odpowiednią szafę pancerną w pomieszczeniu zamkniętym, bez okien, ze specjalnymi drzwiami), to dlaczego takiej osobie jak ja broni nie dać? Z jakiego powodu? „Bo ludzie z bronią się zabiją”. Jak chcą się zabić, to zabiją się i w inny sposób.

Najwięcej jest powieszeń na klamce.

Dokładnie!

Należysz do tych, co strzelają na zawodach?

Tak, jestem pasjonatem broni i jeżdżę na zawody sportowe. W zeszłym roku byłem ze znajomym w Rumunii na mistrzostwach Europy zawodowych ochroniarzy. Tam strzelaliśmy.

Jak było?

Piękna sprawa... W Polscetakie zawody bypo prostu nie przeszły. Wyskakiwaliśmy z samochodu z przeładowaną bronią, żaden z nas nie miał kamizelki kuloodpornej. Armagedon.

Ktoś się postrzelił?

Nie, nikt. Ci ludzie od małego uczeni są obchodzenia się z bronią.

Tu możemy przejść gładko do kwestii obrony narodowej. W Szwajcarii każdy chodzi normalnie  z kałachem po markecie i nikogo to nie dziwi. Tam mają obronę cywilną na bardzo wysokim poziomie. Poczytaj sobie na ten temat. W Kanadzie jest podobnie. Tam nikt cię nie wpuści do lasu, jeżeli nie będziesz miał przy sobie sztucera. Bo gdy napadnie cię niedźwiedź, łoś, jeleń, wilk, cokolwiek, masz się obronić! A kijem się nie obronisz. Nie ściągniesz z kopa typu Van Damme misia polarnego. Tam musisz mieć broń. W Kanadzie nie trzeba nawet załatwiać sobie pozwolenia. Broń jest rejestrowana i przypisana konkretnie do ciebie, masz nad nią nadzór.  

Mówisz o dwóch zupełnie różnych kulturach.

Oczywiście punktem wyjścia do wszystkiego jest prawo własności. Prawo do własności w Stanach Zjednoczonych jest fundamentalne i proste. Mam swój teren i wszystko co jest na nim - aż do środka Ziemi - jest moje. Wszelkie dobra materialne, minerały, ropa. Państwo lub osoba prywatna może to jedynie ode mnie kupić. Teraz przykład z Paryża. O trzeciej w nocy kolesiowi wbiły się do chaty trzy osoby, chciały go okraść. Wyciągnął nóż i ranił dość mocno jednego z napastników. No i co się stało? Oni dostali za napad z włamaniem 3 lata, a on 8 za usiłowanie zabójstwa.

Podczas konwoju masz przy sobie broń.

Jedziemy w kamizelkach, broni możemy praktycznie w każdej chwili użyć.

Ostatnio ochranialiśmy 350 kilogramów złota, wartość rynkowa około 56 mln zł. Przy takiej kwocie nikt nie będzie się zastanawiał, czy postrzelić nas, czy nie. Od razu będzie ładował.

Postrzelenia się zdarzają?

W mojej firmie 3 lata temu gość strzelił w plecy kobiecie, która była konwojentką i konwojentowi. Konwojent dostał w kamizelkę, ale i w nogę. Ciężko ranny wylądował w szpitalu. Łupem złodziei padło 4,5 mln.

Kobiety pojawiają się w poważnej ochronie?

Pojawiają. Przede wszystkim w ochronie osobistej, w ochronie monitoringów, strefie ochrony vip. Praca z bronią? Jak najbardziej.

Kobiety muszą być na wszystkich meczach, gdzie są bramki kontroli ruchu osobowego, ponieważ podczas kontroli manualnej mężczyzna nie może sprawdzać kobiet. I również dlatego kobiety są w ochronie jak najbardziej potrzebne.

Mogą być bardziej pożądane od mężczyzn?

Często widzą więcej niż faceci. Bardzo dobrze radzą sobie, kiedy nie ma bezpośredniego kontaktu fizycznego - interwencji. Ze sprawdzaniem się w warunkach bojowych bywa różnie. Warunki fizyczne to jednak warunki fizyczne, a sama kamizelka kuloodporna ma do 10 kilogramów wagi. Do tego ładownice, magazynki, wszystkie torby.

Mówiłeś o obsłudze monitoringu i kontroli manualnej. Są to bardzo wrażliwe kwestie w wypadku ochraniania takich miejsc jak hipermarkety.

Hipotetyczna sytuacja. Zauważyliście, że klientka schowała sobie towar w majtki.

Miałem bardzo wiele takich sytuacji.

Możecie zrobić jej rewizję?

Możemy poprosić ją o dobrowolne okazanie przedmiotu, który został skradziony. Jeżeli odmówi, jako ochroniarze nie mamy najmniejszego prawa jej przeszukiwać. To jest podstawowy błąd wszystkich ochroniarzy. „Ty, pokaż co tam masz w kieszeni”. Łapią go, podnoszą mu koszulkę. To jest łamanie prawa. Tak zachować może się tylko i wyłącznie policja. Kiedy na sto procent została popełniona kradzież, a złodziej nie chce okazać skradzionych rzeczy, mówi się: „Okej, przepraszam. Wzywam policję, ona pana przeszuka”. Zwykle wtedy pada: „dobra, dobra, jakoś się dogadamy”. Policjanci nie mają skrupułów.

Co „jakoś się dogadamy” oznacza w praktyce?

Zazwyczaj wychodzi tak, że jeżeli ktoś chciał wynieść pistacje, to po naszej namowie po prostu je kupuje. Nie jest to do końca legalna praktyka, ale tak się robi, żeby nie nękać policji, bo babcia ukradła dwa cukierki czy marchewkę. Wtedy się mówi: „Proszę pani, niech pani sobie kupi tą marchewkę i niech pani więcej takich rzeczy nie robi”.

Nie lekceważ starszych kobiet!

Jeszcze 6 lat temu ochraniałem całodobowe Tesco i powiem ci, że najtrudniej było rozpracować grupy zorganizowane, często nie mieliśmy na nie praktycznie nic. Wchodzą do sklepu dwie panie, na oko po sześćdziesiątce. Idą na kosmetyki i ładują towar do torby. Torby obu są czarne, chodzą po sklepie i się nimi wymieniają. Wreszcie tę pełną kosmetyków dostaje trzecia pani, która odwdzięcza się czarną torbą bez zawartości.

Sprytne.

Był jeszcze gość, który je ochraniał. Jego rolą było odwrócenie naszej uwagi. Facet robił  zadymę na końcu kasy. Zaczynał się rzucać, uderzał w stół, wrzeszczał na kasjerkę. My zapierdzielamy do niego, a babcie spokojnie wychodzą sobie z 2 tys. w torebce.

Rozbiłeś taki gang?

Raz nam się udało. Ubrałem się po cywilnemu i szedłem za babcią aż na parking. Dwie złodziejki złapaliśmy, ich pomocnik pozostał nieuchwytny.

Domyślam się, że nie tylko rozbijałeś zorganizowane grupy, ale też ścigałeś gości, którzy nadgryźli batoniki?

Słuchaj, faceci wypijali nam perfumy, płyny do spryskiwaczy. Tylko dlatego, że była tam zawartość alkoholu. Tak zwani stali klienci. Raz dostawali mandat, a raz łomot od policjantów.

Twoja kariera zawodowego ochroniarza zaczęła się od pracy właśnie na linii kas w Tesco.

Przez 2 lata byłem tam szefem ochrony.

Otwarte 24 h, atrakcje przez całą dobę.

Dawniej kradzież stawała się przestępstwem, jeżeli suma ukradzionych dóbr przekraczała 250 zł. I ludzie kombinowali, wyliczali sobie, że ukradną towar za 243 i radośnie wychodzili ze sklepu. Znajomi z konkurencyjnej firmy opowiadali mi, że dorzucali takim delikwentom np. 200 gramów cukierków więcej. Jak wyszło mu 250 zł i 1 gr, to wtedy już policja musiała go zawinąć.

Pracując w ochronie nie masz drugiego takiego samego dnia. Działo się tak wiele, że mógłbym napisać o tym książkę.  Różne rzeczy. Wymyślne sposoby kradzieży. Pijane, naćpane osoby z imprez. Goście napełniający kanistry i uciekający w bloki.

Pościgi?

Były skuteczne i nie. Gonisz chłopaka, wbiega ci do mieszkania, i co zrobisz? My nie mamy prawa tam wejść. Dzwoniliśmy więc na policję, dawaliśmy im nazwisko, mówiliśmy gdzie  jeździ, co robi, że mamy udokumentowane jak działał. A po dwóchtygodniach śledztwa były umarzane. Sprawy kanistra za 20-30 zł nikomu nie chce się prowadzić.   

Ilu takich gagatków łapaliście?

Byliśmy drugim ze wszystkich hipermarketów w Polsce pod względem ujęć. To było 70 ujęć w ciągu miesiąca, 3% sprawców kradzieży sklepowych.

Cholernie mało!

2-3% to już jest dobra wykrywalność, naprawdę.

Nie licząc wzywania policji. Co ochroniarz w markecie może jeszcze zrobić? Przyjmijmy, że ktoś rzuca się na ciebie z nożem.

To jest bezpośredni atak. Zgodnie z ustawą, na terenie obiektów chronionych mamy wtedy upoważnienie do użycia środków przymusu bezpośredniego. Nie mogę takiej osobie dać w pysk i ją zostawić, muszę ją ująć. Czyli w momencie, kiedy używam środku przymusu bezpośredniego, moim obowiązkiem jako pracownika ochrony jest wezwanie policji. Czekając na nią, mogę delikwenta przeszukać pod kątem posiadania materiałów niebezpiecznych. Po ujęciu bezzwłocznie przekazuję go odpowiednim służbom.

Termin „bezzwłocznie” jest niejasny.

Zdarzało się, że na policję czekaliśmy i po 5 godzin. Ujęty siedział tak długo w klitce, na twardym krześle. Siedzi, siedzi i nagle musi iść do toalety. Mieliśmy bardzo wiele sytuacji, że ktoś poszedł załatwić potrzebę i powpychał w wentylatory rzeczy, które ukradł. A wiesz, w toalecie nie może być kamer.

Co wtedy robicie?

Idziemy z taką osobą. Jeżeli chodzi o płeć piękną, na zmianie musi być kobieta.

A jak takiej kobiety nie ma?

Wiesz, nie możemy wtedy powiedzieć: „no to sikaj tu, w pokoju z kamerami”. Złodzieje mają takie niuanse opanowane do perfekcji.

Oglądałeś film „Supermarket”?

Tak, oczywiście.

Tam kierownik sklepu zapowiedział szefowi ochrony, że trzeba zrobić pokazówkę. Złapać kogoś i ostro potraktować, żeby przestawało w końcu dochodzić do tak powszechnych kradzieży.

My mogliśmy wiedzieć o milionach wykroczeń, przestępstw, a nie mieliśmy dowodów i de facto nic nie dało się zrobić. Złodzieje śmiali się nam prosto w twarz. Przychodził pijaczek, mówił „siema kierownik” i wynosił butelki.

Ja znałem tych złodziei, znałem ich. To taka sama zasada, jak w przypadku pracy policji z gangsterami. Wiesz, że on jest gangsterem, wiesz, że strzelał i zabijał ludzi. Ale tylko wiesz. Przed sądem musisz udowodnić. Ja musiałem mieć materiał filmowy bądź naoczne zeznania świadków. Jak jesteś dobry, to z dziesięciu przestępstw, które popełnił złodziej Hubert K., jesteś w stanie udowodnić mu jedno, maksymalnie dwa.

Z tym Hubertem K. trafiłeś. Kilka razy w trakcie zakupów podjadałem batony mleczne.

Słuchaj, złodzieje sami do mnie przychodzili! „Tylko spokojnie człowieku, dzisiaj nic nie rób. Jestem na zmianie i cię przypilnuje” - ostrzegałem. „Dobra, dobra” - uśmiechał się jeden z drugim i szedł dalej. Ja rzucam na gościa wszystkie kamery, a on ma trzech ludzi, którzy w tym czasie wynoszą towar.

Ochroniarz z Biedronki mówi: „Jeśli złodziej raz ukradł, to przyjdzie znowu, bo mu się udało. A jeśli go złapią, to nie będzie próbował, a jak będzie - to ostrożnie”.

Niektórzy ludzie rozumują w bardzo prostolinijny sposób.„Kradnę, mam zysk, nie złapali mnie, udało się. Więc następnym razem przyjdę, znowu się uda”. A potem. „No dobra dzisiaj uciekłem, zostawiłem towar, ale następnym razem będzie inaczej”. Liczysz na czysty zysk.

Pamiętam różne sytuacje. Np. łapiemy gościa, a on się śmieje.

- Co się śmiejesz? Złapaliśmy cię, dostaniesz pięć stów mandatu.

A ja już u was piąty raz dzisiaj jestem.

(...)

Sprawdzamy kamery, faktycznie, pięć razy wchodził. I teraz wyobraź sobie, że za każdym razem nachapał się po 200 złotych. 200 razy 5 - tysiąc. Czyli i tak mu się opłaciło.

I takich ludzi przychodzą miliony. Średni market ma około 100 tys. obrotu, czyli trochę osób musi się przewinąć.

Ile osób siedzi przy monitoringu?

Zazwyczaj jedna, czasami dwie. I ci ludzie obserwując sklep muszą pewnym osobom instynktownie przylepiać łatki, na zasadzie: „o, ten może coś ukraść”. A w dzisiejszych czasach gościu wkłada garnitur, bierze skórzaną teczkę i pakuje tam równowartość paruset złotych. Takich też łapaliśmy.

Da się jakkolwiek zwiększyć wykrywalność?

My robiliśmy kontrolowane kradzieże. Wchodziliśmy do marketu i sprawdzaliśmy, czy ochrona zareaguje, czy zareaguje prawidłowo. Co się stanie, jak aktywuje się brameczka, co się stanie jak ochroniarz zobaczy, że wynoszę telewizor. Oczywiście zgłaszaliśmy wcześniej wszystko dyrektorowi marketu.

Jakie były wyniki testu?

Znając wszystkie zakamarki, wiedząc jak pracuje ochrona, gdzie spoglądają kamery, znając czas poszczególnych reakcji... wyniosłem wszystko. Czego bym nie złapał, to wynosiłem.

Największą grupą złodziei, których złapałem w hipermarkecie byli pracownicy.

Naprawdę?

Tak, bo pracownik - tak samo jak ochroniarz - zna elementy zabezpieczenia, wie o której godzinie jest przerwa, kiedy ze sklepu wychodzi na raz 30 osób. Pracownicy zawierają też układy z ochroniarzami. Ja zawsze miałem taką zasadę, że kto w ochronie najwięcej się do mnie uśmiechał, to najbardziej miałem na niego baczenie. I powiem ci, że ta reguła potwierdza się w życiu.

Każdy ochroniarz to jest człowiek. A jak człowiek widzi łatwy zysk, bo wie, że go nikt nie złapie, to pokusa jest duża. Złapaliśmy bardzo dużo pracowników ochrony, którzy połakomili się na pewne rzeczy. Musiałem np. zwolnić kolegę, który kradł papierosy. A wpadł tylko dlatego, że kierownik działu bezpieczeństwa nie powiedział, że przestawił kamerę. Myślał, że jest bezpieczny.

Co ze współpracą ze złodziejami?

Ma ona bardziej miejsce przy ochronie innych obiektów, np. bloków mieszkalnych.

Gdyby do mojego mieszkania wszedł normalnie ubrany gość, zareagowałbym zupełnie inaczej niż kiedy na klamkę nacisnąłby facet w stroju ochroniarza. Miałem taką sytuację.

Złodzieje są cwani, podszywają się pod ochroniarzy, pod kominiarzy, pod policjantów. Dobry złodziej ma zmysł obserwacji.

O ile większa jest odpowiedzialność prawna pracownika-złodzieja?

Z miejsca maksymalny wymiar kary. Tak samo, jeżeli chodzi o przekroczenie uprawnień - pobicie czy cokolwiek, prokurator zawsze wnosi o maksymalny wymiar kary. Bo znasz ustawę, wiedziałeś, co ci grozi i byłeś świadomy popełnienia czynu.

Ale jest też tak, że każdy ma swoją granicę nerwów.

Każdy jest człowiekiem, ma słabszy dzień. Dla ochroniarza najbardziej niebezpieczni nie są profesjonaliści, którzy mówią - „to twoja praca, rób co musisz”, ale ludzie, którzy robią coś przypadkiem. Np. „Aaa! Jestem naćpany, nie mam kasy, ja pierdolę!”. Jeżeli podchodzisz i ktoś jest spokojny, nie masz podstaw do tego, żeby użyć środków przymusu bezpośredniego. Za każdym razem, jak ich użyjesz, musisz sporządzić notatkę służbową z wyjaśnieniem celu, opisem i informacją, czy udzieliłeś pomocy. Taki obowiązek ciąży na każdym ochroniarzu. Natomiast jak ktoś da gościowi w łeb, nie zapisze tego. Najwyżej powie, że gość się potknął. To jak z przesłuchaniami na policji, długa historia.

Wspomniałem o filmie „Supermarket”. Tam klient ukradł batonika, a skończyło się... zabójstwem.

Przekroczenia uprawnień się zdarzają i ja osobiście je tępię, bo źle rzutują na pracę ochroniarza. Później ochroniarze porównywani są do strażników miejskich, którzy nie mają pewnych praw, dlatego można ich zwyzywać.

Przekroczenie uprawnień to w ogóle szerokie pojęcie. Czy jak ci powiem - „słuchaj gościu, wypierdalaj stąd”, to uważasz to za przekroczenie uprawnień? No dla mnie jest to przekroczenie. Ale jak wytłumaczysz kolesiowi, który jest naćpany i agresywny? „Słuchaj człowieku, proszę cię serdecznie, weź wstań i wyjdź stąd”?

Termin „przekroczenie uprawnień” wzbudza u ludzi za każdym razem skrajne emocje.

Tak, wręcz niesamowite! Podam ci przykład.

Dwa metry, około 120 kilogramów, pięćdziesięciokilkulatek. Idzie na dział z grillem, bierze dwa kurczaki i wychodzi. Ma w dupie ochronę, ma w dupie wszystko. Ekspedientka od razu dzwoni na monitoring. Czekamy na niego przy linii kas. Wcześniej, nawet jakby sobie schował towar w spodnie, nie możemy nic zrobić - chyba, że go uszkodzi. Mija linie kas i jest standardowa opcja. Stój, jestem pracownikiem ochrony.

- Czy posiada pan dowód zakupu?

Pierdolcie się!

Powiem ci, miotał na mnie strasznie. A ja nie mogę go złapać i rzucić na ziemię, nawet jeżeli on wyszedł z tymi kurczakami. Zastępuję mu drogę i mówię: „jeżeli pan nie chce pójśćz nami do pokoju ochrony, to zostanie pan w tym miejscu i w tym miejscu czekamy do przyjazdu policji”. Jeżeli on powie: „dobra, czekamy na policję”, nie mamy prawa go ruszyć.

A jeśli ucieka?

Tu jest myk. Ja zasłaniam ci rękami drogę ucieczki i jeżeli ty mi któraś z rąk odbijesz, to jest już bezpośredni atak na pracownika ochrony. Na tej zasadzie bazuje ochroniarz. Ale w hipermarkecie pracownicy zazwyczaj są niewykwalifikowani. Student, który chce dorobić i nie posiada żadnej licencji nie może zrobić ujęcia; bazuje wyłącznie na obronie własnej.

Co zrobił gość z kurczakami?

Widzimy, że jest duży i zastawiamy go we trzech. Jak zaczął nas odpychać – a rzucał nami strasznie, był mega silny; to złapaliśmy go za ręce. I wtedy zaczął się wydzierać. Darł się na cały market: „Ludzie, ratujcie!!! Ludzie, patrzcie, co te chuje mi robią!”.

Najgorzej.

Stary, wiedzieliśmy, że ukradł, że jest winny, ale oczywiście wszyscy klienci od tego momentu patrzyli na nas, jak na bandytów. Pojedyncze osoby nawet krzyczały: „masz pan rację, nie daj się chujom!”.

Koleś zabłysnął psychologicznie. Polacy jednoczą się głównie w sytuacji ucisku, ogólnego zagrożenia.

Byłem wtedy dowódcą zmiany. Od razu zarządziłem: „dobra, puszczamy go”. Otrzepał się i idzie w kierunku wyjścia. Doszedł na parking, gdzie - na jego nieszczęście - innych ludzi już nie było. Poza nami. Zagrodziliśmy mu drogę, zagoniliśmy go w róg. Oczywiście zaczął grozić piąchą, więc jako ten z licencją stanąłem pierwszy. Policja była niedaleko - szybko przyjechali, skuli go. I do nich się rzucał, ale od nich akurat dostał bęcki. Rzecz działa się koło 21.

I najlepsze. Kończę zmianę o 7, a ten koleś od kurczaków przychodzi do biura dyrekcji. Wypuścili go z dołka, wytrzeźwiał i mówi, że zapłacił dwie stówy za kurczakii on chce je miećz powrotem. „Nie, gościu, ty dostałeś mandat za te kurczaki”. (śmiech)

Nadużycia mają pewnie przede wszystkim miejsce przy ochranianiu imprez.

Tak, typu kluby, lokale. To główny problem, bo takich sytuacji jest bardzo wiele.

Zwróć uwagę, że dzisiaj każdy właściciel odchodzi od wizerunku ochroniarza odstraszającego. Kiedy ochraniałem jedną sieć klubów go-go, to tam nie chcieli napakowanych gości, bo klienci się takich ochroniarzy bali. Dlatego, że kiedyś dostawało się od takich drabów po prostu w cymbał. Dzisiaj odchodzi się od ochroniarzy-gangsterów, choć i tacy stoją. Najlepiej, żeby pracownik ochrony miał garniturek. Tak jest u nas, we Wrocławiu. Jest taka dyskoteka, gdzie chłopaki muszą pod krawatami chodzić. Wszystko się zmieniło.

Praca na bramce też musi być ciekawa.

A właśnie się mylisz. Wbrew pozorom jest bardzo monotonna.

Na bramkach bardzo ważne jest to, jak sobie radzisz z psychiką. Przychodzisz, umcy, umcy, impreza, cały czas napierdziela ci muzyka w głowie. Jeżeli idziesz się pobawić, masz inne odczucia. Ale jeśli masz pracować, to niekiedy siedzisz ze stoperami. A wiesz, tacy ochroniarze nie mają jednej bramki, tylko pięć imprez w ciągu tygodnia. Tak jak teraz, jest sezon. Naprawdę ciężki żywot. Prawie każdy jest pijany, niektórzy ludzie opowiadają ci po dziesięć razy te same historie. Albo cię gdzieś ciągną, bo coś tam. Ciągle są afery. Taka praca psychicznie bardzo męczy, uwierz mi.

Chciałbym, żebyś ocenił dwie sytuacje. Pierwsza. Impreza pracownicza, ekskluzywna restauracja. Nagle dwóch typów bije się o kobietę. Zostaje wezwana ochrona. Zwycięzca ucieka, pobity na fali rozczarowania i upojenia alkoholowego krzyczy do ochroniarzy, że są nikim, a on jest dziennikarzem.

No, standardowa opcja. „Cieciu zarabiasz dziesięć złotych” i tym podobne.

Słuchaj dalej. Skakał do nich, a byli znacznie więksi i trzeźwi. Widać było, że puszczają im nerwy i zaraz to całe zamieszanie przed lokalem może skończyć się tragedią. Zapytałem ochroniarzy, czy nie mają możliwości zastosowania jakichś innych środków. Skutecznie obezwładniających, ale nie powodujących trwałego uszczerbku na zdrowiu. I wtedy jeden z nich użył gazu. Mógł?

To wszystko rozbija się o ustawę. Są takie przypadki, w których można, a są takie, w których nie można użyć gazu. Tutaj? Ochroniarz nie powinien go używać. Z prostego względu. Napastnik nie robił nikomu krzywdy, nie było bezpośredniego zagrożenia życia ani też dobra ochranianego. Mógłby to zrobić w celu odparcia bezpośredniego ataku. Czyli, jeżeli on by do nich ruszył.

Mógł tak to zinterpretować.

I teraz pytanie. Po użyciu gazu skuł go, złapał i przekazał policji?

Nie, wyciągnął papierosy.

No właśnie. A w momencie użycia gazu, musisz przekazać człowieka policji. Nieważne, co oni z nim zrobią. Policja może go - panie kolego - wypuścić, kopnąć w tyłek, dać mu mandat za zakłócanie porządku. To dla nas jest nieistotne. Natomiast każda sytuacja z użyciem każdego środku przymusu bezpośredniego, powinna skutkować bezpośrednim przekazaniem napastnika policji. Tak robiliśmy na imprezach. Chyba, że na wyraźne polecenie osoby zlecającej ochronę, odstępowaliśmy od czynności. Ale to wszystko musi mieć formę prawną, bo na nas się patrzy.

Łukasz Jurkowski o swojej pracy ochroniarza opowiadał: „Szykowałeś się jak na wojnę, jak komandos. Tu granat, tu pistolet, na plecach miecz. Od początku do końca imprezy było co robić. Jak wyrzuciłeś jednego chama, to wracał z dziesięcioma i z siekierami”.

Taka prawda. Najgorsze zawsze były imprezy wioskowe, bo tam było multum ambitniaków. Typowy przerost formy nad treścią. Nie opłacało się przyjmować pozycji, ponieważ wszystko trwało trzy sekundy. Ale uwaga. Jak wkurzysz rolnika, to wraca z widłami. Ochroniarz jest zawsze pierwszym celem.

Ochraniałeś stacje benzynowe?

Moja firma ochraniała. W grupie jest łatwiej, wszyscy wszystkich kryją. W Lubinie wyszło z autokaru 150 kibiców i każdy wziął browara. Co zrobisz? Jednego łapiesz, a reszta po tobie przebiega. Trzeba mieć znieczulicę. Odsunąć się, nic więcej. To samo, jak gość wyciąga ci w sklepie toporek.

Było tak?

U nas, na Długiej. Skinheadzi natłukli jakichś Meksykanówna makaronach.

Innym razem pojawili się goście z nożami. Na szczęście wytłumaczyłem jednemu, gdzie są kamery. Facet przestraszył się, że wróci do pierdla.

Były pięściarz Maciej Miszkiń spędził pół dorosłego życia na bramkach. Strzelano do niego.

To jest normalne.

Normalne?!

Oczywiście. Do mnie nie strzelano, ale były takie akcje we Wrocławiu, nawet 4 lata temu. Na Drukarskiej strzelały do siebie dwie grupy zbrojne. Ochroniarze z bramek z ludźmi od handlu. Pokłócili się.

Nigdy nie wiesz, z jakim świrem masz do czynienia, to podstawa na bramkach. W jaki sposób zatrzymać dziewczynę, która leci na ciebie z pazurami? Jak ją złapiesz, to trzy następne wydrapią ci oczy.

Jeśli na kogoś nie działa aspekt wizualny – napakowany smok na bramce, to może zadziałają tzw. huki. Po prostu starasz się zakrzyczeć agresora, żeby się wystraszył. To wystarcza na 95% społeczeństwa.

A te pozostałe pięć?

Te pięć to ludzie, którzy coś znaczą w środowisku przestępczym albo cwaniaczki. Bo ja za gangstera się nie uważam, a się ochroniarzy nie boję. Czym większy, tym dla mnie lepiej. (uśmiech)

Przez 10 miesięcy byłem szefem ochrony w night clubie i swoje przeżyłem. Dla takiego gościa pod krawatem, z walizką, ochroniarz jest półgłówkiem, niczym więcej. Raz przyszli, siedli i zaczęli klepać dziewczyny po tyłkach.

Zostawiali kasę?

Tak, ale kierowniczka i tak się wkurwiła, przeginali pałę. Podszedł do nich mój kumpel. Zbyli go, chłopak się zagotował. Musiałem sam pogadać z dżentelmenami.

- Panowie, proszę opuścić lokal. Zachowujecie się niezgodnie z regulaminem.

Jeden z nich zmarszczył czoło.

A co mi zrobisz?

- Zgodnie z paragrafem x ustawy o ochronie osób i mienia, jeżeli nie zastosuje się pan do mojego polecenia, użyję w stosunku do pana środków przymusu bezpośredniego i wyprowadzę pana z lokalu siłą.

– Ha, ha, ha. I co, kurwa, powiesz mi jeszcze, że masz licencję?

- Tak, drugiego stopnia, kwalifikowanego pracownika ochrony fizycznej. Wydał mi ją Komendant Wojewódzki.

Wstał i wyszedł, po prostu. Podstawowa różnica. Z napakowanego gościa bez licencji jeszcze ściągnąłby kasę za pobicie.  

Ochroniarze współpracują z przestępcami?

Niestety tak się zdarza. Że współpracują bądź sami zakładają swoje grupy.

Grupy legalnych ochroniarzy, którzy nielegalnie przejmują wszystkie bramki w mieście?

Ochrony w większości lokalisą w jakiś sposób powiązane. Z tym związane są później dialogi typu:

Ty nie wchodzisz.

- No ale dlaczego? Nie jestem pijany, nie jestem agresywny.

Nie wchodzisz i już.

Słuchaj, to jest rynek. Załóżmy, że gdzieś znajduje się 30 klubów...

...i z każdego jest kasa.

Właśnie. Firmy ochroniarskie chcą ochraniać jak największą liczbę lokali.

Ale zacznijmy od tego, ze pracownikiem firmy ochroniarskiej musi być gość, który nie był karany. To podstawa. A teraz przejdź się po tych bramkach, niemal wszyscy mają jakieś tam wyroki. Jeszcze do niedawna pieniądze szły pod stołem. Dzisiaj każdy chce mieć formę prawną.

I co robi właściciel lokalu?

Zatrudnia ludzi z półświatka, którzy gwarantują spokój w innym wymiarze. Pracowników ochrony przyjmuje się np. jako firmę sprzątającą. Stoi napakowany gość, podjeżdża policja na interwencje.

Co pan tu robi?

No, sprzątam.

Faktycznie? No faktycznie. To jest proceder nie do udowodnienia, wszystko zgodnie z literą prawa. Każda luka jest wykorzystywana.

A przypadek przejmowania bramek?

Prosta zasada konkurencyjności.

Dany obiekt ogłasza przetarg na ochronę, zgłaszają się wszystkie firmy. I teraz, osoba prywatna może sobie wybrać którąś nie podając przyczyny. Powiesz: „dobra, ja chcę firmę Michała”. Ale firma X na to: „Tak? Wybierze pan ich? To nie będzie miał pan spokoju w lokalu”. No i najeżdżają lokal, wszystko rozpierdzielają, wdają się w bitkę z ochroną.

Może być też tak, że poza tym odbywa się drugie, nieoficjalne spotkanie, na którym dyskutują dwie-trzy firmy ochroniarskie. Ktoś mówi - „Dobra, my bierzemy tę bramkę”, drugi: „Nie, my ją bierzemy”. I o wszystkim rozstrzyga element siły. Albo się piorą, albo zastraszają.

Po wszystkim do lokalu, którego właściciel ogłosił przetarg, przychodzi uśmiechnięty gość w krawaciku i mówi: „Ico? Ma pan spokój z tą firmą czy nie?”. A ten się łamie: „No niee. To wezmę was”. Na takiej zasadzie są przejmowane bramki. Kto ma więcej bezczelnych, bezwzględnych ludzi, kto ma więcej znajomych z miasta, ten wygrywa.

Wiesz o tym z doświadczenia?

Kiedyś miałem taką sytuację. Moja firma została zatrudniona do ochrony lokalu i chłopaki z miasta odebrali to na zasadzie: „o, nowa firma komercyjna, przestaną nas zatrudniać, nie może tak być”. Zwykle to oni negocjują i trzymają stawki. Załóżmy, że mają 250 zł za nockę. To są bardzo dobre pieniądze, wychodzi w granicach 20-25 zł za godzinę. A jakby na bramkę weszła firma, to sama dla siebie wzięłaby ze 3-4 czy 9 zł. Ile by zostało? 16. Lub sytuacja odwrotna. Chłopaki z miasta zajmują firmę i sami nielegalnie pobierają te 3-4 zł. Dlatego są firmy, które są legalne i które normalnie przyjmują chłopaków z miasta.

Kiedy rozmawialiśmy o przekraczaniu uprawnień, obiecałem ci jeszcze jedno zdarzenie do oceny. Galeria handlowa, ostatnie piętro, dyskoteka. Z klubu wylewa się kilkanaście osób. Jeden facet praktycznie rozbraja bramkę. Kasuje dwóch ochroniarzy, reszta chowa się w lokalu. Wszystko dzieje się blisko barierek chroniących klientów przed spadkiem.

Ochroniarze stchórzyli czy postąpili właściwie?

Powiem ci, jak to wygląda. Jest obszar chroniony obiektu, za który odpowiada pracownik ochrony. Odpowiada tylko za ten teren. No i teraz, interwencja ochroniarza poza wydzielonym miejscem wiąże się automatycznie z napiętnowaniem. No bo skoro odpowiadam za bezpieczeństwo ludzi w lokalu, a w pewnym momencie mnie w tym lokalu nie ma, to kto ma zapewnić im spokój? Nawet, jeżeli ktoś dostał w łeb, powinien wrócić do lokalu i na lokalu się skupić, a nie na bójce. Rozwiązania są trzy - postąpił właściwie, przestraszył się, bądź czekał na przyjazd grupy interwencyjnej.

Jest jedno prawo, które mówi, że poza terenem chronionym możemy podjąć interwencję. Jeżeli jest bezpośrednie zagrożenie życia lub jeżeli ktoś uciekł z mieniem z obiektu poza jego teren. Natomiast, jeżeli stracę kontakt wzrokowy z taką osobą, to ja już nie mam prawa jej gonić.

Raz byłem świadkiem sytuacji, po której pracownik ochrony był oskarżony o przekroczenie uprawnień i spowodowanie wypadku z zagrożeniem życia.

Co to była za sytuacja?

Złodziej ucieka z hipermarketu, pracownik go goni. No i ten złodziej wbiega na pasy i potrąca go auto. Pracownik ochrony odpowiadał za to, że stworzył zagrożenie. Bo jakby go nie gonił, to on by nie uciekał.

Przecież najpierw była inna zależność - jakby nie ukradł, to by nie uciekał!

To są właśnie te paradoksy!

Kolejna sytuacja, dość niedawna.Pracownik ochrony strzelił i rykoszetem trafił gościa, za co dostał 8 czy 10 lat, nie pamiętam kwalifikacji. W każdym razie dostał wyrok za to, że wysłał człowieka na wózek inwalidzki (dostał w kręgosłup). A przecież to tamten ukradł, czyli sama interwencja pracownika ochrony była legalna. Karę poniesie gość, który wykonywał dobrze swoją pracę.

Rozumiem nieszczęście, ale może akurat ta interwencja była nieco przesadzona?

Sorry... Ja bym oczekiwał od gościa, który ochrania mój lokal właśnie takiej interwencji.  W Teksasie możesz kupić broń w hipermarkecie, jest potem przypisana osobowo. Kuźwa! Ktoś wchodzi do mnie na podwórko, mówię mu:  „opuść to podwórko”. On, że nie. Strzelam w górę i następny raz mogę walić w gościa. To jest moje podwórko! A tutaj jest tak, że wpada mi gość do chaty, ja go pobiję - on dostaje 2 lata za włamanie, ja - kurwa - 4 za pobicie.

Uściślijmy, w ochronie solówki są nieprofesjonalne, tak?

Pracownik ochrony powinien działać w sposóbściśle narzucony przez ustawę o ochronie osób i mienia. I ta ustawa mówi jasno, że nie można gości uderzyć. Mamy chwyty, ciosy obezwładniające - wszystko wyszczególnione.

Zamknięty katalog?

Tak jest. Ja musiałem zdawać osobno egzamin z chwytów obezwładniających na komendzie wojewódzkiej policji. Tam nie można było zrobić lipy, miałeś całą komisję. Ja zdawałem egzamin ustny z wiedzy o ustawie w obecności komendanta, policjantów, strażaka, pani prokurator - wszyscy zadawali pytania. Egzamin pisemny, rozmowa; drugi dzień - chwyty obezwładniające w obecności nauczycieli chwytów z policji; trzeci – strzelnica, teoria broni i przypadki użycia. Tak wyglądał egzamin na pracownika ochrony. Teraz - w związku z tzw. uwolnieniem zawodów - takie egzaminy zrzucili na firmy ochroniarskie. Czyli firma ochroniarska robi kurs z tych wszystkich chwytów.I dla mnie uwolnienie zawodu pracownika ochrony spowodowało jedno - jak 30 osób zapłaci ci z góry za kurs, to od razu je przepuszczasz. To tak jak z otwarciem zawodu trenera. Teraz już nikt nie bawi się w egzaminy, kończysz kurs przez internet.

Jest duże zapotrzebowanie na ochroniarzy, przez co i rosnący popyt na szybkie zdobywanie kwalifikacji.

Teraz każdy może być pracownikiem ochrony.

Wiesz, ja byłem instruktorem samoobrony. Samoobrona to jest, kurwa mać, wszystko. A dzisiaj uczy się jej w 60 godzin. To jest dla mnie porażka. Komu to przeszkadzało, co było wcześniej?

Mimo to, powiedziałeś mi przez wywiadem, że właściciele obiektów chcą  komandosów, płacąc 5 złotych za godzinę.

W tym wypadku chodzi o obniżenie kosztów.

Przykład - kary umowne. Kiedyś dyrektor handlowy powiedział mi wprost: „Panie Michale, ja do pana nic nie mam, ale prezes powiedział, że mam obniżyć koszty”. Prezes kazał, to on wpierdalał średnio dwie-trzy kary w miesiącu, nawet po 10 tys. Mój pracownik wyciągnął telefon - kara 2 tys. Wszystko po to, żeby obniżyć koszty ochrony, o które pomniejsza się kontrakt z firmą przyjmującą zlecenie.

Teraz ochraniasz obiekt przemysłowy.

Na takim obiekcie nie masz bezpośredniego kontaktu z klientem, tak jak w lokalu, czyli ten element męczący jest wyeliminowany. Są pracownicy, ale oni doskonale wiedzą, co mają robić. Zatem taka praca na obiekcie przemysłowym jest dużo łatwiejsza niż bramka. Masz jasne, określone reguły, co masz sprawdzać, co masz robić, za co odpowiadasz. Jeżeli nie wydarzy się nic - typu kradzież, pożar (kiedy musisz ewakuować teren) - praca jest dużo bardziej spokojna.

Jeszcze nie powiedzieliśmy, że jesteś też strażakiem.

Najbardziej w dupę w straży dało mi ukończenie kursu aparatów górnych dróg oddechowych. Kupę osób nie jest w stanie tego skończyć. Oddychasz tlenem sprężonym, z pleców, masz dwa potężne kontenery. Najpierw jedziesz z butlą przez 5 minut na rowerku dynamicznym, później chodzisz trzy na bieżni. Wreszcie, podmęczony, wchodzisz do komory dymowej. Tam grzeją ci czerwonymi lampami. Idziesz w labiryncie siatek, kratek, po omacku, przy stuprocentowym zadymieniu. Przeciskasz się przez różne zakamarki, dziury, ściągając – kiedy trzeba – butlę z pleców. Wszystko przy sześćdziesięciu stopniach, krzykach kobiet, płaczu małych dzieci. Musisz się spieszyć, zaczyna brakować powietrza. Masakra.

Mam ogromny szacunek do tej pracy. Strażacy są wszystkim, uwierz mi. Są ratownictwem wodnym, wysokościowym, górskim, zjeżdżają pod ziemię. Zawsze w gotowości, pierwsi na miejscu. Gaszą, tną, usuwają – najbardziej uniwersalny zawód, jaki istnieje. Nasz cały czas wolny to szkolenia.

Macie nadzór psychologa?

Nie mamy, niestety. Wyobraź sobie, że zarabiasz 2 tys., widzisz jak ludziom odpadają ręce, przyjeżdżasz do rozwalonych mózgów i masz świadomość, że mogą cię zwolnić za gówno, bez podania powodu, bo przez pierwsze 3 lata jesteś kandydatem.

W policji mają psychologa, ponieważ oni patrzą na skurwysyństwo. A my? Uwierz mi, wystarczy jeden wyjazd do karambolu na autostradzie, żeby mieć zwichrowaną psychikę.

Wrócę na moment do ochrony obiektów przemysłowych. Znałem jednego pana, który ochraniał obiekt w ten sposób, że brał do pracy 4 piwa, wypijał i szedł spać.

Ja ci coś powiem i większość zawodowych ochroniarzy się ze mną zgodzi. Powinno być rozgraniczenie pomiędzy słowami „pracownik ochrony” a „portier”, „stróż”. Dlaczego kogoś nazywa się pracownikiem ochrony? Dla mnie sprawa jest prosta. Ponieważ nie obowiązuje go kodeks pracy. Kodeks pracy obowiązuje wszystkich pracowników,za wyjątkiem służb mundurowych i pracowników ochronywłaśnie.

Skąd się to wzięło?

Bo my, ochraniając obiekty, pracujemy 24 godziny na dobę. Nieraz byłem na obiekcie w sylwestra, w święta. Są obiekty obowiązkowej ochrony i na tej ochronie ktoś musi być  przez pełną dobę.

Dla mnie jest po prostu niezrozumiałe, że ochrania mnie w bloku pan, który jest na rencie z określonym stopniem inwalidztwa.

Firma dostaje za takich ludzi dotacje z PFRON-u. Znów obniżanie kosztów. Zamiast płacić pracownikowi 1600 zł, oni dają mu połowę tej kwoty, a resztę dostaje z funduszu. Na tym polega wspieranie przez państwo osób nie do końca sprawnych.

To jest oczywiście zła wizytówka dla ochroniarzy. Pamiętam, że jak 10 lat temu przeprowadziłem się do Wrocławia i musząc znaleźć jakąś pracę nająłem się do roboty w ochronie na linii kas, to wszyscy się dziwili: „Kurwa, co ty tu robisz? Wysoki, wytrenowany, sportowiec mówiący po angielsku. Przecież same dziadki stoją”. No i teraz zobacz, jakie jest podejście - pracownik ochrony w hipermarkecie to musi być dziadek. Doszło do tego, że każda osoba się cieszy, że te parę złotych może dorobić. Ale ja zrezygnowałbym z tego, żeby nazywać tych panów ochroniarzami. Jak porównać moją pracę z pracą stróża na budowie? Zazwyczaj ci ludzie nie mają odpowiedzialności za nic. Jedynie za sprzęt, jaki powierza im agencja ochrony.

Jaki sprzęt?

Czajnik, kocyk, żeby się przykrył, jak mu będzie zimno. Za koparki odpowiada już firma, która ma OC i wszystkie ubezpieczenia. Dlatego na takich cieciówkach zazwyczaj dochodzi do konfliktu między gościem, któremu ukradli koparkę i pracownikiem firmy ochrony. Taki portier mówi: „a bo było niezabezpieczone”. A potem jest rozmowa.  

No dobra, ale w kontrakcie mamy, że pracownik robi obchód raz na godzinę.

Są wydruki z czytnika - robił, był. Dlaczego macie do nas pretensje?

No ale ktoś ukradł, a na miejscu był pracownik ochrony!

Ale pracownik ochrony nie stoi przy koparce cały czas.

Takie przepychanki są ciągle. Szczególnie, że faktycznie są tacy, co zrobią dwa-trzy odbicia i śpią całą noc.

Asiaaa-kopia.jpg

Książkę można zamówić na stronie: www.hubertkeska.com